Vlasta Redl należy do najbardziej osobistych i oryginalnych czeskich muzyków, jest autorem wielu spopularyzowanych piosenek. Od publicystów muzycznych zebrał mnóstwo pochlebnych przydomków: Morawski Mozart. Geniusz z Tramtárie. Folkarz, który zdradza folk dla rocka. Rockowiec, który zdradza rock dla folkloru. Ten, przed którym mogliby występować The Rolling Stones... Vlasta Redl na pewien czas wycofał się ze scen koncertowych i teraz wraca na nie z pełną mocą. Zamiast nowego albumu wydaje książkę, nad którą pracował siedemnaście lat i która jest pierwszą częścią luźnej trylogii; kolejne tomy w niedalekiej przyszłości wydadzą Vlastovi towarzysze w muzyce i życiu - Slávek Janoušek i Jaroslav Samson Lenk. Książka My tři a já jest życiową sumą Vlasty i nie należy do zwykłych muzycznych pamiętników pełnych wesołych anegdot. Prozaicznie zabarwiony rękopis opowiada o doświadczeniach człowieka, który szukał sensu życia na setkach koncertowych przystanków, w głębinach Wielkiego Kanionu, na tatrzańskich szczytach i w australijskich pustyniach, by w końcu odnaleźć go w domu, na półce... "Podróżopis po krajach i miejscach swojego życia, po własnym losie i pewnej niezłomnej przyjaźni" Vlasta ujął jak literacką symfonię, w której rozbrzmiewają Steinbeckowsko wielkie smyczki, Hemingwayowsko proste drewna, Dumasowsko grzmiące dęte, Wilde'owsko niepokojące kotły, a nawet często pojawia się rozbryzgana, wesoła dechowa basflíglhorn.