W domu można wytworzyć niemal wszystko - od luksusowej kosmetyki pielęgnacyjnej, przez lecznicze ekstrakty zapobiegające typowym dolegliwościom, aż po środki czystości do domu, które zaskakują prostym składem, a jednocześnie bezkompromisowym działaniem. Umiejętność samodzielnego wykonania czegoś i niebycie zdanym wyłącznie na półki supermarketów to wyniosłe uczucie. Nie musieć rozszyfrowywać drobnego druku, za którym na etykietach często kryje się wyposażenie przeciętnego laboratorium chemicznego (nie mówiąc już o tym, że niewielu z nas ma pojęcie, do czego służą większość tych siarczanów i parabenów w naszym codziennym kremie), to ulga nie tylko dla duszy, ale i dla skóry. A świadomość, że robiąc to, robimy coś nie tylko dla siebie, lecz także dla środowiska - którego nie obciążamy kolejnymi plastikowymi opakowaniami trafiającymi do śmieci - i przy tym jeszcze oszczędzamy, to po prostu miła dodatkowa wartość. Trend produktów ekologicznych nauczył nas, że coraz częściej zwracamy uwagę na to, jakie niepożądane dodatki dostają się do naszego organizmu wraz z codziennym jedzeniem. Jednak fakt, że kupna kosmetyka bywa chemicznym koktajlem, który bez wahania nakładamy na całe ciało sobie i dzieciom, często umyka naszej uwadze. Wiedza o tym, do czego służą na przykład sodium lauryl sulfate i sodium laureth sulfate, wykracza poza umiejętności małego chemika. Ale rzeczywistość - że mogą one powodować podrażnienia skóry i pogarszać problemy skórne - wielu ludzi poczuło na własnej skórze. Biokosmetyki oczywiście można kupić, jak prawie wszystko, ale tak jak własna marchewka z ogródka jest lepsza i zdecydowanie tańsza niż ta bio z chłodni, tak i domowa woda do twarzy przygotowana bez ani jednego zbędnego dodatku, dosłownie w pięć minut, zrobi lepszą robotę - i to za ułamek ceny dostępnych markowych produktów bio.