\n\nPo ulicy łazi kominiarz z jakimś kwitem. Przegonić go?\nSebastian zapytał ojca, co robić.\nKominiarz to dobry znak - stwierdził Marian, który był dziś w doskonałym nastroju.\nTrzeba złapać się za guzik i pomyśleć życzenie. A ja mam dzisiaj życzenie zarobić \npół bańki dolarów. Nie...
przeczytaj całość
\n
\n- Po ulicy łazi kominiarz z jakimś kwitem. Przegonić go?\nSebastian zapytał ojca, co robić.
\n- Kominiarz to dobry znak - stwierdził Marian, który był dziś w doskonałym nastroju.
\n- Trzeba złapać się za guzik i pomyśleć życzenie. A ja mam dzisiaj życzenie zarobić \npół bańki dolarów. Nie przeganiać.\nPo chwili kominiarz wszedł na posesję Mariana. Przez otwartą bramę, kątem oka zerknął na dwóch bandytów siedzących w golfie, którzy uważnie mu się przyglądali. Kiedy był już na schodach, otworzyły się drzwi, w których stanął Marian.
\n- Dzień dobry, okresowy przegląd i czyszczenie kominów - oznajmił kominiarz.
\n- Nie da się podbić papierów, a przegląd zrobić w innym terminie? - spytał Badylarz.
\n- Wie szanowny pan, że pieczątki zawsze można przybić, ale w tamtym roku na skutek zaniedbań zaczadziło się w całym województwie pięćdziesiąt osób. To zajmie dziesięć minut, a panu szanownemu, rodzinie i dzieciom może uratować życie.
\n- No jeśli dziesięć minut, to zapraszam - zdecydował Badylarz.\nKominiarz wszedł i poprosił o wskazanie drogi. Kątem oka zauważył Sebastiana i Silnego Staśka siedzących w kuchni. Przyglądali się przybyszowi uważnie.
\n- Może po jednym? - nieoczekiwanie zaproponował Marian.
\n- Ale tylko po jednym, mam jeszcze dzisiaj trzy ulice do zrobienia.\nMarian zaprosił kominiarza do kuchni, wyjął butelkę żytniej i cztery kieliszki. Nalał wódkę.
\n- No to za kominiarzy i szczęście, które przynoszą - wzniósł toast.
\n- Za nasze zdrowie - odparł kominiarz i wychylił kieliszek wódki.\nMarian podsunął talerz z zagryzką i nalał drugi kieliszek, ale kominiarz pokręcił głową i oznajmił stanowczo:
\n- Najpierw obowiązki, później na drugą nóżkę. Niech szanowny pan poprowadzi.\nMarian ruszył po schodach na piętro. Kominiarz poszedł jego śladem. Kiedy byli już na piętrze, przeszli do pomieszczenia przypominającego strych. Na ścianie umocowane były szczeble drabiny prowadzącej na dach. Kominiarz ruszył w górę. Zdjął metalową brechę blokującą właz na dach, i chciał unieść klapę, ale ta nie ustępowała.
\n- Może szanowny pan spróbuje, nie chce puścić - powiedział zrezygnowany kominiarz i zszedł z drabiny.
\n- Spróbuję - odparł Marian - a jak ja nie dam rady, to zawołam syna lub mojego pracownika. To były zapaśnik, silny jak koń.\nKominiarz stanął przy drabinie, a Marian ruszył na górę. Kiedy był na drugim szczeblu, zauważył kątem oka, że kominiarz grzebie w torbie i wyciąga pistolet z tłumikiem. Przerażony Badylarz chciał jeszcze spytać, o co chodzi, ale nie zdążył. Tamten wycelował w jego głowę. Ciało króla szklarni i jednego z bossów podwarszawskiej mafii runęło na podłogę. Przybysz pochylił się nad Marianem, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno jest martwy. Po chwili był już przy drzwiach strychu.
\n
\n
ukryj opis
Recenzja